kpżkk


Wydarzenia

"Zawsze ufałam Bożemu Miłosierdziu"

Jubileusz 107 urodzin Matki CECYLII MARII ROSZAK

m. cecylia Roszak

Matka CECYLIA MARIA ROSZAK urodziła się w Kiełczewie dnia 25 marca 1908 r. z rodziców Jana Roszaka i Marii z domu Hofmann. W roku 1926 ukończyła Państwową Szkołę Handlową i Przemysłową Żeńską w Poznaniu – Oddział: Szkoła Gospodarcza.

Pierwsze śluby (na trzy lata) złożyła 7 lutego 1931 r. w klasztorze sióstr Dominikanek klauzurowych „Na Gródku” w Krakowie, a profesję uroczystą 7 lutego 1934 r. W roku bieżącym /2015/ ukończy 107 lat życia i obchodzić będzie, jak Pan Bóg pozwoli - 84. rocznicę ślubów zakonnych. Niedawno powiedziała: „życie jest piękne, ale krótkie”. Przyznała się, że w młodości modliła się o długie życie.

Matka Cecylia w wieku 101 lat szczęśliwie przeszła operację biodra i kolan. Uczęszcza nadal na wspólne modlitwy, posługując się chodzikiem, pokonuje również schody. Ma trzeźwy umysł, jest na bieżąco w sprawach Kościoła i świata, interesuje się życiem wspólnoty zakonnej, odwiedza chore siostry. Nie wypuszcza z rąk różańca, pamiętając o intencjach i prośbach o modlitwę, które bardzo licznie napływają do klasztoru. Pełna jest miłości do Boga i bliźniego, serdeczna, uczy radości z każdego Bożego daru.

Powołanie do życia kontemplacyjnego, ukrytego zawsze uważała za miarę swojego życiowego doświadczenia, zanurzonego w solidnym wypełnianiu wszystkich zakonnych obowiązków. Rok po wstąpieniu do klasztoru „Na Gródku”, poznała s. Magdalenę Marię Epstein OP, obecnie Służebnicę Boża. Odbyła razem z nią nowicjat. W roku 1938, po uroczystych ślubach wyjechała na nową fundację do Wilna. Z siedmioma współsiostrami zaczęła organizować podstawy życia duchowego, dominikańskiego w nowych warunkach, z wyczerpującą pracą fizyczną na pięciohektarowym gospodarstwie, 17 km od Wilna. Plany wybudowania klasztoru z prawdziwego zdarzenia (w miejsce niewielkiego, drewnianego, parterowego domu, z prowizoryczną zakrystią i niewielką kaplicą), którym towarzyszyło ojcowskie błogosławieństwo abp. Romualda Jałbrzykowskiego, Metropolity Wileńskiego, przerwał wybuch II wojny światowej. Jeszcze przed okupacją udało się s. Cecylii – gdy wraz ze współsiostrami uczestniczyła we Mszy św. u wileńskich sióstr Bernardynek klauzurowych – poznać ich kapelana, ks. Michała Sopoćkę. W Wilnie dowiedziała się też o objawieniach Pana Jezusa Miłosiernego siostrze Faustynie. Odniosła wrażenie, że także „dla niej jest ta łaska”.

W czasie wojny w podwileńskim klasztorze w gospodarstwie, sadzie, ogrodzie, warzywniku pracowało wiele oddanych, godnych zaufania osób. Siostry w podwileńskiej przystani z narażeniem życia, ukrywały Żydów. Byli to młodzi harcerze. Przy stajni był niewielki pokoik pomocnika gospodarczego. Zamieszkał tam główny harcmistrz ze swoim bratem. Inni ukrywali się u znajomych sióstr i przychodzili pomagać w pracach polowych. Z tej grupy ocalało m.in. młode małżeństwo, pani Halina pomagająca s. Stefanii w kuchni i główny harcmistrz Adam Kowner (jego brat zginął w powstaniu w warszawskim getcie, a on zdołał uciec za granicę). Po wojnie szukał siostry, która ich przyjęła. Ktoś z Wilna podał obecny adres s. Cecylii, na Gródek. Udało mu się przeprowadzić wywiad z nią, a także skierować „słowa uwielbienia” dla s. przełożonej z Wilna, odznaczonej następnie medalem „Sprawiedliwy wśród narodów świata”.

Optymizm, modlitwa i wiara w opiekę Bożą pozwoliły wszystkim wileńskim siostrom przetrwać gehennę wojny. Aż do jej zakończenia – w rozproszeniu, w ukryciu, w przebraniu – służyły innym na plebaniach lub w gospodarstwach ziemiańskich w okolicach okręgu wileńskiego. Siostra Cecylia opiekowała się sparaliżowaną kobietą w jednym z majątków. W samym Wilnie bardzo ryzykownym było meldowanie się. Nikt też na dłużej nie chciał przyjmować do swych domów tzw. Uciekinierów. Były łapanki i wywożenia na roboty do Niemiec. Po dworach grasowały różne partyzanckie grupy. Jak wspomina s. Cecylia, jej podopieczna, chora kobieta nagle przy niej zmarła. Pogrzeb prowadził nieustraszony ks. prob. Józef Obrębski z Turgiel, szeroko znany z dobroci i niezwykłej odwagi. Prawdziwie chrześcijańska gościnność turgielskiej plebanii i jej gospodarza pozwoliły s. Cecylii znaleźć ukrycie i zajęcie. Jej wytrwała modlitwa połączona z indywidualnie odprawianymi rekolekcjami pomogła przetrwać w poczuciu przydatności, gdyż w styczniowy poranek 1944 r. na plebanii zjawiło się dwoje wystraszonych dzieci, błagając o pomoc i ratunek. Ich rodzice zostali późnym wieczorem bestialsko zamordowani na ich oczach. S. Cecylia zajęła się nimi. Miejsce schronienia trzeba było ciągle zmieniać.

Gdy po wojnie, na życzenie ks. abp Jałbrzykowskiego, siostry wróciły do Kolonii Wileńskiej, sierotami zajął się ks. Obrębski. Kiedy nadarzyła się okazja ewakuacji do Polski, jedna z sióstr-skrytek zaopiekowała się nimi. Potem dzieci były pod opieką salezjańską w województwie leszczyńskim. S. Cecylia po kilku miesiącach przebywania w równie ciężkich warunkach, w ciągłej niepewności jutra i pod presją nieustannego niebezpieczeństwa wyrzucenia sióstr z klasztoru przez władze sowieckie, skorzystała – za zgodą przełożonych – z możliwości ewakuacji. Z kilkoma siostrami wróciła do Krakowa. Niestety, i tu siostry zostały wysiedlone ze swej macierzystej placówki „Na Gródku”. Zamieszkały wspólnie z siostrami klaryskami przy ul. Grodzkiej. Po żmudnych staraniach oraz trudnościach niemal nie do przezwyciężenia (klasztor był zajęty przez szpital) – najpierw siostry młodsze (1946 r.), a po roku także starsze cudownym zrządzeniem Bożej Opatrzności, powierzone opiece św. Józefa, wróciły do macierzystego klasztoru.

Siostra Cecylia w swej dominikańskiej wspólnocie była furtianką (przed wyjazdem do Wilna), organistką i kantorką, spełniała funkcje przełożeńskie przez siedem kadencji (z przerwami)), należała do konsylium. Jeszcze kilka lat temu w imieniu konwentu prowadziła korespondencję zagraniczną w językach obcych.

Spotykając na swej drodze „osoby utalentowane i bardzo życzliwe” czuła zawsze, że swój wielki dług wdzięczności może spłacić tylko przez nieustanną modlitwę za klauzurą.

góra strony